Dziesięć
przykazań recytatora
__________________________
Tytuł brzmi dość pompatycznie, nie chciałabym jednak być posądzona
o takie nadęcie, które bez wątpliwości i ostatecznie pozwala mi
na sformułowanie tych przykazań. Ciągle zresztą uczę się od
wybitnych recytatorów, instruktorów i profesorów, uczę się też,
jak przekazać tę wiedzę moim podopiecznym. Od kilkunastu lat
bowiem uczestniczę w ruchu recytatorskim w różnych rolach –
instruktora, widza a czasem jurora. Jako widzowi
wystarcza mi moja wrażliwość na słowo mówione ze sceny, ale już
jako instruktor czy ktoś kto ocenia prezentacje muszę kierować się
pewnymi zasadami. Dziesięć przykazań, których uczymy się z katechizmu daje nam wytyczne na drogę, jaką
winniśmy iść, kształtuje naszą moralność, pomaga dokonywać
wyborów. Broń Boże dorównywać mi w określaniu prawd, chciałabym
jedynie, na podstawie obserwacji setek prezentacji, podpowiedzieć młodym
recytatorom, tym którzy dopiero zamierzają nimi być czy
nauczycielom, którzy chcą pracować w tej materii – czego
unikać a o czym pamiętać,
by móc się rozwijać, stawać się lepszymi. Przykazania wynikają
oczywiście z nazwania grzechów popełnianych przez mówiących i
pewnie nawet łatwiej byłoby sformułować „siedem grzechów
głównych recytatora”,
ale co robić by się nam one nie zdarzały – to chyba
ważniejsze.
1/
Zaczynamy od poszukiwania tekstu do mówienia
Repertuar nie może być przypadkowy,
dobrany na zasadzie „bo nic innego
nie mogłem znaleźć”, wybrany pospiesznie.
Poszukiwania tego, co chcemy
mówić nie powinny ograniczać się do spisu lektur
szkolnych. Można oczywiście korzystać z pomocy nauczyciela czy
instruktora , który wskaże
czy podpowie
autora lub utwory, ale unikać należy sytuacji, że to on za nas
wybiera albo, co gorsza, narzuca nam jakieś utwory.
Zdarza się wtedy, że usłyszymy
od kogoś, iż jesteśmy
„obok tekstu” – to chyba najtrafniej oddaje
stan, w jakim odbiera się mówiącego.
2/
Wiedzieć i rozumieć
co się mówi – wynika to oczywiście z poprzedniej
zasady i wydaje się banalnie oczywiste (jak większość
przykazań). Gdy już znajdziemy utwory, które
„czujemy” powinniśmy je przeanalizować, od tego
przecież zależy w dużej mierze ich interpretacja. Musimy
wiedzieć, jaką ideę chcemy
przekazać widzowi przez teksty, ale nie możemy nie wiedzieć kim
był ich autor, kiedy pisał, po co i dlaczego. Szukanie odpowiedzi
na te pytania
poszerza nasze horyzonty, „otwiera kolejne klapki w mózgu”
a tym samym daje większe możliwości interpretacyjne.
3/
Nauczyć się
budować atmosferę każdej wypowiedzi scenicznej –
bez niej nasze
„czucie i
rozumienie” nie
dotrze do widza z
taką siłą, jaką
mamy w
sobie. To co ze sobą niesiemy na scenie powinno mieć określoną
formę. W życiu określa tę zasadę zdanie z „Widnokręgu”
W. Myśliwskiego: „Idzie się
wedle tego, co się w sobie
niesie. Inaczej się z płaczem
idzie, inaczej
z chorobą, inaczej ze złością, inaczej gdy się z poczty
list niesie...”. Tak więc każda scena z naszej codzienności
rozgrywa się w określonej atmosferze – nie może więc być
wypowiedź artystyczna jej pozbawiona.
4/
Pamiętać o ciszy
– z niej i w niej pojawiają się słowa,
bez niej nie istnieją. Cisza
nie powinna być tylko pauzą, powinna być środkiem wyrazu –
tak by recytator nie mówiąc
– mówił, ale nie dlatego, że nie chce, ale, że jest żywy
myśli i czuje. Ćwierć wieku temu Jonasz Kofta śpiewał
„bo gdy się milczy,
milczy, milczy – to apetyt rośnie wilczy na poezję,
co być może drzemie w
nas”, a dziś w „Historii filozofii po góralsku”
J. Tischner pisze: „Ludzie majom
hałas w uchu. A nie ino w uchu, w dusy tyz. Za duzo hałasu
w ludziach...” Nie da się
w tym hałasie myśleć o rzeczach istotnych, nie
dostrzega się apetytu na
poezję w sobie, nie słyszy się drugiego człowieka.
5/
Pamiętać, że
recytacja to też teatr – a teatr nie istnieje bez
publiczności, bez
dialogu, który odbywa się między mówiącym ze sceny a słuchającym.
Kiedyś ksiądz
profesor Józef Tischner powiedział, że polskim politykom, czy to
lewicowym czy prawicowym, niepotrzebny
jest słuchacz, że mówią tak
jakby mieli przed sobą lustro i podziwiali w nim samych siebie. Nie
bądźmy takimi recytatorami
politykami, bo jak przypomina od wielu lat na
wszystkich seminariach
i spotkaniach z instruktorami i z mówiącymi poezję
profesor Zdzisław Dąbrowski
„teatr jest po to, żeby
było bliżej od człowieka do człowieka”.
6/
Pamiętać, że
interpretacja to możliwość malowania, pobudzania obrazów
w wyobraźni widza. Wespół z rozumieniem, czuciem, atmosferą daje
taką władzę, że
prowadzimy słuchającego w te uliczki, w które chcemy.
Najprostszym ćwiczeniem uświadamiającym możliwość
wielorakiej interpretacji
jednego zdania – jest ćwiczenie również spotykane przeze
mnie na warsztatach recytatorskich. Zadanie polega na tym, by
zdaniem „Miła mamie
mimozy kupiła” poprowadzić dialogi intonując zgodnie z
intencją pytania i
odpowiedzi np.: czy to właśnie
dziewczynka o imieniu „Miła”
kupiła mamie kwiaty, czy kupiła je mamie czy cioci, czy to
mimozy czy tulipany, czy kupiła
je czy
może ukradła. Okazuje się wówczas, że te cztery
wyrazy można powiedzieć przynajmniej na osiem różnych
sposobów, w
zależności od tego co chcemy powiedzieć.
7/
Dbać o czytelność wypowiedzi – czyli o
dykcję i emisję. Niestety bardzo często
mówienie ze sceny jest na równi z potocznym – niechlujne.
Celowo używam tak dosadnego
określenia, by uświadomić tak mówiącym jak i przygotowującym,
że ta teoretycznie mało ważna rzecz jest szalenie istotna.
Jako słuchacz nie włożę ze swej strony wysiłku, pracy w
odbiór prezentacji, jeśli słyszę,
że z drugiej strony nie została włożona praca, że mnie
zlekceważono. Nie mówię tu o wadach wymowy, których też
coraz więcej, ale do których niwelowania potrzebny jest logopeda
specjalista, lecz o zwykłym „zjadaniu końcówek”,
przekształcaniu samogłosek, mówieniu „półgębkiem”
czy szczękościsku -
nad tym można pracować samemu.
8/
Pamiętać, że
recytacja jest prezentacją artystyczną i o jej wyrazie
decyduje też jak wchodzimy na scenę , jak się po niej poruszamy,
jak się zatrzymujemy, jak
zaczynamy mówić i jak kończymy (wszystkie „dzień
dobry”, „dziękuję” istniejące poza
tekstem czy tytuły utworów mówione
przez siebie nadają raczej atmosferę wyborów miss piękności
niż zdarzenia artystycznego). Ważne jest również to,
co mamy na sobie czyli
kostium. Ubranie, które zakładamy przed wyjściem na scenę musi
być wygodne i
swobodne, nie może być ważniejsze od samego mówiącego.
Bardzo często czuje się, że
ktoś mówi prawdopodobnie coś ważnego a
słuchacz odbiera myśl, przesłanie: „no... i jak wyglądam?”.
9/
Dziewiąte przykazanie dla tych, którzy startują w
konkursach i poddają swoje
„występy” ocenie
– słuchać pilnie i korzystać z uwag
jurorów, mieć
krytyczny stosunek do tego co się robi – ale broń Boże
nie przejmować się
dramatycznie, nie rezygnować
ze swojego
widzenia świata i
przedstawiania go w mówieniu.
10/
Dziesiąte przykazanie również cytowane za profesorem Dąbrowskim „Kochaj
i rób co chcesz”.
Wszystkie przykazania są oczywiście rodzajem elementarnej
podstawy do dalszych poszukiwań, każde z nich można rozwinąć
do osobnego eseju, ale wydaje mi się, choć nie wiem na pewno, że
znając i akceptując te
zasady można przystąpić do „przedszkola recytatorów”.
Bardzo ważne są, jak przekonałam się w trakcie
ostatniej edycji Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, warunki,
jakie zapewnia organizator przeglądu, festiwalu słowa czy też
wieczoru poetyckiego. Na nic bowiem nasz wysiłek włożony w
przygotowanie prezentacji, jeśli przyjdzie nam jej dokonać w sali
konferencyjnej, wśród białych ścian, właściwie przy drzwiach
otwartych lub być wysłuchiwanym
w atmosferze niecierpliwości ,„byle szybciej”, bez
przerw – to wybiłoby
z roli nawet najbardziej wytrawnego aktora
a co
dopiero kogoś, kto nie
ma doświadczenia. Pojawia się
więc jedenaste
przykazanie – nie
godzić się na coś, co jest wbrew naszym założeniom.
Sztuka słowa jest formą kreatywności dostępną dla
wszystkich - od małego
człowieka począwszy, pomaga jak każda twórczość docierać
tak do własnego wnętrza jak i do drugiego człowieka, znosi
granice i bariery, otwiera na świat – wielu winno spróbować
się z nią zmierzyć.
|
|