Teatr
ku człowiekowi
__________________
„I nie wiem, jak to nazwać: szał czy romantyczność,
Ale
anioł natchnienia opętał publiczność,
Wydarł
ją z pospolitej szarości codziennej,
Wyskrzydlił
nad poziomy, uniósł w świat promienny..”
Artur
Oppman
Pierwszy
wieczór
Sztuka teatru – mimo swego rodowodu sięgającego
magii i obrzędów religijnych – ma naturę artystyczną, również
edukacyjną. Stanowi proces, wpływający na rozwój człowieka. Nie
ma nic wspólnego z tak zwanym „nagłym olśnieniem
poety”. Powstaje podczas wielu prób. Walk o przypadek i z
przypadkiem. Rodzi się często w ukryciu. Nierzadko w bólu niemocy
wyartykułowania przez aktorów. Zawsze jednak w toku poszukiwań
jednego z wielu możliwych, najbardziej uzasadnionego artystycznie
kształtu. Pełnią życia zaczyna tętnić dopiero w relacji z
innymi ludźmi, z publicznością. Dla aktora stanowi ona swoistą
podnietę. Etienne Souriau nazywa to „aktywnym
podtrzymaniem”. Nie jest jej jednak dane uczestniczyć
w pełnym procesie powstawania przedstawienia. Długotrwałe
poszukiwania aktorów sprowadza zwykle do pozornie jednostkowej i
fragmentarycznej, aczkolwiek wiecznie nie gotowej postaci –
spektaklu teatralnego. Niedostępne stają się dla niej wszystkie
jakże złożone podejścia aktorów do odnalezienia w sobie takich
podkładów doświadczenia i wrażliwości, aby przez problemy
drugiej osoby ukazać kondycję człowieka z jego wszelkimi zależnościami.
Pokazać kogoś innego wobec innych – przy ogólnym założeniu
właściwej teatrowi umowności.
Możliwości przeistaczania się, „bycia kimś
innym” aniżeli w życiu, pokazywania świata przetworzonego -
to naturalne potrzeby duchowe człowieka, widoczne już
u podstaw jego pierwotnej twórczości. Skalne malowidła w
grotach Lascaux, Altamiry czy Font-de-Gaume wyraźnie wskazują na
doskonałą umiejętność obserwacji, którą posiadł ówczesny człowiek.
Odtwarzając rysy poszczególnych zwierząt, próbował uchwycić
ich przemianę podczas biegu, skoku, walki. Na ścianach jaskiń
protoplasta dzisiejszych artystów utrwalał historię swoich
codziennych czynności. Być może trochę ją wymyślał.
Koloryzował. W polowaniu pokazywał jak strzelał lub jak mógłby
strzelać do zwierząt z łuku w celu zdobycia pożywienia. Możliwe,
iż w ten sposób tworzył swój wizerunek dobrego łowcy dla
innych, przyszłych pokoleń.
Myślenie kategoriami przeistaczania, zmiany postaci czy
nawet dalej posuniętej deformacji rzeczywistości przyczyniło się
zapewne do powstania teatru antycznego w starożytnej Grecji. Być
może ojczyzny teatru. Stamtąd prawdopodobnie rozprzestrzeniał się
dalej na wschód, do Indii i Chin. Przechodząc przez wieki szereg
ewolucji teatr zachował swoje podstawowe właściwości, czyniące
z niego wyjątkowe zjawisko w sztuce. Jedną z nich jest umiejętność
metamorfozy
rzeczywistości codziennej
nie w iluzoryczną fikcję, ale w rzeczywistość, która słowami
Tadeusza Kantora „musi
się stać
rzeczywistością na
scenie”. Do tego „stawania” dochodzi zawsze
podczas konfrontacji dwóch żywiołów: aktora i widza. Dlatego
spektakl teatralny jest ciągle żywy i niepowtarzalny, jak żywe i
nie do powtórzenia są relacje międzyludzkie. Stosując wyszukane
środki ekspresji, teatr stwarza wiarygodne pozory prawdy, którą
faktycznie nie jest. „Czymże
jest więc prawda na scenie?”
– pyta Denis Diderot w swoim Paradoksie
o aktorze. Zaraz odpowiada, że jest to zgodność działania
mowy, ruchu, gestu, twarzy z idealnym „wyobrażeniem
poety”. To wyobrażenie „poety” można dziś
uogólnić i sprowadzić do wyobrażenia widza, naturalnego współuczestnika
spektaklu. Proponowana przez aktorów rzeczywistość teatralna
zyskuje aprobatę publiczności. Wzajemne przyzwolenie na obowiązującą
umowność tłumaczy relację obecnego na scenie króla, który jest
królem i nim nie jest. Być nie może z czysto prozaicznych
uwarunkowań. To przecież potencjalny kolega z ławki szkolnej,
przyjaciel, sąsiad. Jest to szczególnie widoczne w środowiskach
małych, gdzie wszyscy się znają. Na przykład podczas teatralnej
prezentacji uczniów w szkole. Pomimo to nadal patrzy się na niego
tak, jakby to był król-władca.
Bo na scenie teatralnej dzieje się tak faktycznie. Bo pomiędzy
owym kolegą ze szkoły a królem-władcą, w którego on się
przeistacza - jest postać
sceniczna. Aktor, stosując szereg działań teatralnych
przyjmuje rolę, aby nadać tej postaci ludzką, pełną dramatu
obecność. Jakub Moreno, twórca teatralnej metody
psychoterapeutycznej uważa, że właśnie rola jednoczy człowieka
ze światem. Często ze skutkiem uzdrawiającym albo
profilaktycznym, zapobiegającym chorobie.
Swoje doświadczenia w tym zakresie ma również Teatr STOP,
który specjalnie przygotowanym programem teatralnym DEALER
od trzech lat wspomaga profilaktyczne działania specjalistów na
terenie całego kraju. Forma spektaklu
w którym przeżycie jest elementem podstawowym, stwarza
atrakcyjny sposób przekazania podstawowych informacji, dotyczących
problemów, jakie wnosi w codzienne życie spożywanie alkoholu.
Oczywiście program ten nie wyczerpuje tematu, to chyba niemożliwe.
Okazuje się jednak, że potrafi zainspirować uczniów do dyskusji
i wspólnego działania na scenie. Tym, co szczególnie wydaje się
wartościowe dla uczestników tego programu, jest możliwość
aktywnego udziału poprzez odgrywanie scen dramowych, a tym samym
rozwiązywanie konkretnych problemów życiowych, jakie się w tych
scenach pojawiają. Wchodzenie w rolę
stwarza młodzieży
możliwość empatycznego wczuwania się w przeżycia kreowanych
postaci. Zwraca uwagę na postawę asertywną. Młody człowiek uświadamia
sobie, że nie musi ulegać presji otoczenia. Ma prawo powiedzieć
„nie”. Tak oto
teatr pokazuje, w jaki sposób może dotykać problemów związanych
z obszarem psychologii i
psychiatrii.
Wracając do przeistaczania; dzieje się ono podczas
spektaklu na oczach godzących się na tę umowność widzów.
Przeistaczanie i umowność, to cechy charakterystyczne dla teatru.
Stwarzają człowiekowi olbrzymie możliwości poznawcze. Otwierają
te przestrzenie, które nie są dla niego dostępne w życiu
codziennym. Jaką mamy pewność, że twórca wspomnianych rysunków
skalnych był faktycznie dobrym myśliwym. A może był tylko świadkiem
polowań albo słyszał o nich z opowieści innych osób?...
A może te rysunki są efektem jego chęci bycia kimś innym
niż był rzeczywiście: młodszym, sprawniejszym, odważniejszym?...
Pobyć czasowo kimś innym. Kimś, kim w życiu chciałoby
się być lub nie. Dobrym lub złym myśliwym. Żebrakiem albo księciem.
Piękną młodą księżniczką albo starą zgryźliwą wiedźmą.
Pożyć problemami tych postaci. Przeżyć je. Skonfrontować ze
swoim doświadczeniem i wyobraźnią. Łatwiej jest wówczas przyjąć
postawę nieobojętną wobec złożoności świata. Wrażliwość człowieka
szlachetnieje, wyobraźnia zyskuje swobodę a umysł – chłonność.
Drugą właściwością teatru jest
kategoria interakcji,
rozumianej jako wzajemne oddziaływanie aktora i widza.
Pozostając w sferze swoich zmysłów, podejmują próbę
porozumienia, które może w znaczący sposób przyczynić się do
pełniejszego przeżycia duchowego.
Nieprzypadkowo pierwsze chwile swoich zajęć warsztatu
teatralnego poświęcam na wzajemne poznanie, z wykorzystaniem ćwiczeń
zmysłu dotyku, węchu, wzroku i słuchu. Działania te mają różnorodną
formę, z początku trochę krępującą (dotykają sfery
osobistej), często zabawną, ale zawsze nastawioną na świadomość
obecności drugiego człowieka. Jego inności i niepowtarzalności.
Potem następują ćwiczenia z plastyki ciała, pantomimy,
przestrzeni, rytmu, improwizacji. Po takim warsztacie łatwiej jest
tworzyć spektakl nawet z ludźmi, którzy posługują się
odmiennym językiem. Ludźmi różnych wyznań i kultur. Tak
było swego czasu w
Archangielsku, gdzie prowadziłem zajęcia z aktorami teatrów
ulicznych różnych narodowości. Tak było też w duńskiej
Bornholms Højskole w Āakireby, gdzie
w marcu tego roku w ramach Projektu PHARE pracowałem z grupą
studentów z różnych krajów
Europy oraz słupską młodzieżą z ośrodka szkolno-wychowawczego.
Występujące bariery językowe, biologiczne oraz różnice
kulturowe można było pokonać, bowiem spoiwem była chęć wspólnej
pracy i wymiany własnych doświadczeń. Efektem stał się pokaz
etiudy scenicznej nieznanego uczestnikom Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
– Żarłoczna Ewa. W tej jednoaktówce wykorzystywałem różne, nie
tylko słowne czy mimiczne środki artystycznego wyrazu. Poprzez
sztukę (malarstwo, muzyka) odwoływałem się do wspólnych dla
wyobraźni znaczeń. Posługiwałem się uniwersalnymi
skojarzeniami, również biblijnymi, aby zachować czytelność
nadzwyczaj skromnego objętościowo tekstu. W tej wielowyznaniowej
grupie miało to szczególne znaczenie. Efektem niewymiernym,
a kto wie czy nie bardziej istotnym od spektaklu, były
wyczuwalne później międzyludzkie relacje długich rozmów, śpiewu,
gry, dowcipów a nawet wspomnień. Sztuka teatru potrafiła
wzajemnie przybliżyć tych jeszcze nie tak dawno sobie obcych
ludzi. Tydzień później ci sami studenci zawitali do Słupska.
Pokazali swoją wersję Alicji
w krainie czarów. Wcześniejsze znajomości ułatwiały
wszelkie kontakty nawet tym osobom, które nie znały języka
obcego.
W procesie wzajemnego porozumiewania wykorzystuje się w
teatrze należące do danego kręgu kultury środki komunikacji
werbalnej, parawerbalnej i pozawerbalnej. Kolejność nie jest tu
przypadkowa. Aby ograniczyć bądź
wyeliminować słowa,
konieczne było ich wcześniejsze
użycie. Stąd bardziej, niż sądzi się powszechnie, uniwersalna
sztuka pantomimy jest wtórna wobec języka posługującego się słowem.
Bez względu na tę chronologię, wszystkie formy wspomnianych
interakcji warunkują istnienie teatru.
W Ferdydurke jedną
z postaci jest Józio, który znalazłszy się nieoczekiwanie poza
miastem stwierdził z przerażeniem, iż dla niego „naturą są
ludzie”. Teatr -
podobnie jak bohater Gombrowicza - nie
może poczuć się „wyzutym
z ludzi”. Teatr prowokuje spotkanie ludzi. Dochodzi do prób
wzajemnego porozumienia. Służyć temu mają mniej lub bardziej
umowne znaki, symbole, metafory. Działania te porządkują
poszukiwania ogólnego kształtu i wyrazu. Te zaś prowadzą
do komunikacji, która, nadając sens relacjom ludzkim włącza je w
szerszą relację z najbliższym otoczeniem. Związki te muszą być
uczciwe, pełne nienaruszonego zaufania
i otwartości na współdziałanie.
Rozpocząłem od wcale nie odkrywczego stwierdzenia, iż
teatr jest procesem. Z natury swej artystycznym. Zawsze nastawionym
na człowieka. Napisałem tę myśl świadomie. A kieruję do
wszystkich, którym wydaje się, iż można skrzyknąć grupę
ludzi, coś podłubać na scenie przez trzy miesiące, a następnie
wyjechać i pokazać. Najlepiej w obcym dla siebie miejscu. Na jakimś
lokalnym festynie lub przeglądzie. Do takich nagannych sytuacji
dochodzi niekiedy w szkołach czy domach kultury. Wyjazd nie może
być naczelną motywacją dla stawania się teatru. Nie twierdzę,
że czas pracy warunkuje jej jakość. Nikt przecież nie ma gotowej
recepty na tak zwaną
„dobrą sztukę”. Chyba, że jest się geniuszem, ale ci
rodzą się ponoć rzadko.
Nie każdy spektakl musi być mistrzowski. Artyzm tak w
teatrze, jak i w sztuce w ogóle,
trafia się tylko niekiedy. W procesie twórczym nie zawsze osiągamy
zamierzony cel. Dochodzenie do niego jest równie istotne. Jest
dojrzewaniem. Obejmuje wszystkich uczestników-współtwórców
takiego teatru. Aktorów, widzów, ale i prowadzącego zespół. W
pracy w teatrze każdy powinien czuć świadomość własnego
dochodzenia. Czy taka sytuacja jest znamienna dla każdego teatru? A
na przykład teatr zdeterminowany formułą instytucji? Zwykle myśli
się tam o przygotowaniu takiego repertuaru, który będzie na tyle
ciekawy, iż pozwoli przetrwać kolejny sezon. Idea rozwoju człowieka
jest gdzieś w tym pędzie do atrakcyjności zagubiona. Natomiast
wspomniane dochodzenie jest tendencją doskonalącą. Ma formułę
otwartą. Rozłożoną w czasie, jak każdy proces dojrzewania. Nie
musi być nastawione na osiąganie wymiernych efektów w postaci
terminowego ukończenia spektaklu teatralnego. Aczkolwiek sam
spektakl w procesie twórczym jest ważny
i każdy w swej pracy scenicznej myśli o jego prezentacji.
Niekiedy teatr, w pogoni za nową czy też kolejną formą
wyrazu artystycznego, nie jest zainteresowany swoim wpływem na środowisko,
w którym funkcjonuje, a bez którego przecież nie mógłby istnieć.
Ot, chociażby młodzież szkolna, o
edukację której we wszelkich programach teatralnych tak się
zabiega. Zinstytucjonalizowany teatr - chociaż nie tylko - często
odrzuca taką możliwość współpracy. Traktuje ją
jako czynnik hamujący jego wysoki lot ku sztuce. Jeżeli już
raczy współpracować, to czyni to niejednokrotnie jak najtańszym
kosztem. Pełne werbalizmu i anegdot spotkania z twórcami teatru
(„lekcje teatralne”) nie mogą wywołać owego
tajemniczego i niezwykle podniecającego przeżycia duchowego, jakie
przypisane jest spektaklowi. Stąd
zapewne pojawiło się w szkołach odpychające od teatru, a
funkcjonujące również w jego środowisku, określenie -
„chałtura”. Teatr przypomina sobie niekiedy o młodym
partnerze, potencjalnym widzu-współtwórcy w okresie, gdy jest
taka potrzeba wynikająca z ekonomii repertuarowej –
inscenizacja lektury szkolnej. Albo z polityki – szlachetnemu
wizerunkowi teatru w mieście mógłby zaszkodzić brak
jakiejkolwiek współpracy ze szkołami. Cała nadzieja
w tym, że teatry, które charakteryzują się taką samobójczą
megalomanią są zjawiskiem marginalnym, chociaż odczuwalnym.
Czy to oznacza, że wszystkie teatry powinny współpracować
ze szkołami? Odpowiem krótko - to nie byłoby złe. Pod warunkiem
zachowania poziomu propozycji, które zawsze powinny mieć wymiar
artystyczny. Taka jest bowiem natura teatru. Druga sprawa, to ich
cykliczność. Propozycje teatralne dla szkół nie powinny być
tylko jednostkowym wydarzeniem, jednorazową wizytą. Muszą
być procesem, bo takim jest również sama edukacja.
Współczesna młodzież tworzy nowy gatunek - człowieka
telewizyjnego. Słuchającego muzyki z walkmana i nie wyłączającego
przy tym telewizora. Wychowanego na często prymitywnych grach
komputerowych, pokemonowych komiksach i Big
Brotherze, miernością swoją dorównujących mierności wielu
rodzimych filmów współczesnych. Dzisiejszy uczeń szkoły
podstawowej, gimnazjalista czy nawet licealista nie zawsze
przychodzi do teatru z chęcią jego tworzenia dlatego, że ujęła
go filozofia tej dziedziny sztuki. Nie zna jej. Na tym etapie nie
jest to konieczne. Być może publiczność, „zwłaszcza
młoda publiczność”, sugeruje w swoich zapiskach O technice aktora Michaił Czechow, przychodzi do teatru tylko po
to, aby „pobyć trochę
w atmosferze nierealności”.
Cóż, czasy się zmieniają,
ale potrzeby duchowe człowieka są
podobne. Ta
„nierealność” zwiększa potrzebę podzielenia się
swoimi wrażeniami. Potrzebę rozmowy,
dialogu. Tego nie
zapewni nawet najlepszy program komputerowy. Jego oprogramowanie będzie
zawsze przewidywalne. Natura człowieka nie jest taka. Poznajemy
siebie przez całe życie nie przed monitorem telewizyjnym czy
komputerem, ale w spotkaniach „twarzą w twarz”.
Poznajemy siebie poprzez innych. Teatr jest znakomitym miejscem do
takich spotkań. Młody człowiek
dostrzega w teatrze możliwości wcielania się w inną postać. Idąc
dalej, chciałby w atrakcyjny sposób zaprezentować tę przemianę
swoim znajomym. A wszystko po to, aby pokazać siebie w innym, może
lepszym niż dotychczas wymiarze. –
Popatrzcie; zrobiłem to tak i co wy na to. Z taką motywacją
potrafi przyjąć na siebie większy ciężar zadań
i odpowiedzialności za ich
realizację.
W Szymbarku - jednej z kaszubskich wsi - pracowałem z grupą
młodzieży VI klasy. Był tam chłopiec wyraźnie zaniedbany, słabo
się uczący, pomijany przez grupę, małomówny, z niezwykle
smutnymi oczami. Po dwóch tygodniowych warsztatach zakończonych
pokazami (grał Boksera Hołotę, Złodzieja i Króla), ten sam chłopiec
potrafił rozmawiać z redaktorem gazety. Wręcz domagał się tego.
Wyrażał głośno swoje zdanie. Opanował pamięciowo niemałą
partię tekstu. Najważniejsze jednak dla mnie było to, że zaczął
się uśmiechać. Nie jestem idealistą. Teatr nie czyni aż takich
cudów. Potrafi jednak pobudzić drzemiące w każdym człowieku możliwości.
Tak oto teatr udowadnia, że przedstawiając i przybliżając złożoność
istoty człowieka, z natury swej musi mieć wpływ na jego edukację.
Na ile jest ona założona, a na ile nie – to jest już zależne
od świadomości twórców. Jednak nawet gdyby była ona największa,
nie będzie miała zamierzonego wpływu na uczestników bez ich
otwartej postawy i zgody na umowność „stawania się” i
współdziałania.
Teatr jest tą dyscypliną artystyczną, której przypisany
jest ów dynamiczny akt ustawicznego pozamaterialnego
„stawania się” - kreacji. To z teatrem nierozerwalnie
związany jest spektakl, który, jakby nie patrzeć, zawsze jest
pewnego rodzaju konfrontacją dokonań i wyobrażeń. Teatr wystawia
się na pokazywanie przed publicznością, która kształtuje go również,
chociaż zupełnie inaczej. Posługując się obrazem artystycznym,
metaforą, znakiem teatralnym, teatr posiada niespotykaną moc
wprowadzania człowieka w stan niepowtarzalnych wzruszeń. Wpływa
na ich siłę i różnorodność. Wreszcie, prowokuje do
uczestniczenia w duchowym święcie jakim jest
przeżycie wspólnej
Tajemnicy świadomej
obecności. Tworzenia, jak to nazwał Witkacy „człowieka
w człowieku”. Warto o tym pamiętać w aspekcie owych
teoretycznych „lekcji teatralnych” w szkołach.
Teatr proponuje różne przedstawienia. Scenę powołuje w
różnych miejscach, nie tylko w budynkach teatralnych. Często jest
nią ulica, park, dworzec, aula szkolna. Warto czekać na takie
zdarzenia teatralne, po których człowiek wychodzi jakby pełniejszy.
Wraca ulicą do domu i ma satysfakcję, że mógł być obecny, że
jest, myśli, przeżywa. Rozpamiętuje obrazy, w których jeszcze
niedawno uczestniczył jako widz. Dopełnia je swoim niepowtarzalnym
doświadczeniem. Niekiedy te obrazy w postaci luźnych asocjacji
zostają pod powieką człowieka na drugi dzień. Niekiedy na miesiąc
i lata. Bywa, że na całe życie. To jest ów dynamiczny i
fenomenalny żywioł każdego dobrego teatru. I nie jest ważne, czy
jest to teatr narodowy, powszechny, alternatywny, robotniczy,
wiejski, stolikowy czy szkolny.
Teatr winien być jeden – dobry. Tworzenie takiego teatru jest procesem doskonalącym rozwój
człowieka. Bez względu na to, kto tworzy ten teatr: dzieci,
studenci czy dorośli. Winien rządzić się podobnymi zasadami,
jakie obowiązują w każdym widowisku artystycznym. U ich podstaw
leży wspólna i w pewnym sensie jedyna decyzja zespołu o wejściu
na scenę. Od tego momentu nie ma usprawiedliwień dla wypowiedzi
artystycznej, jaką jest spektakl. Twórca nie może tłumaczyć
niedociągnięć i niejasności scenicznych zbyt młodym wiekiem
swoich aktorów, stopniem upośledzenia, amatorską formułą czy też
trudnym środowiskiem. O tym powinno się
pomyśleć przed konfrontacją z widzem, podczas prób.
Zawsze na miarę możliwości prowadzącego te próby jak i osób w
nich uczestniczących. Możliwości, które mogą przynieść szczęście
i satysfakcję.
Często wygłaszana opinia: - „jak na taki teatr to bardzo ładnie”, wypacza ideę
partnerskiego spotkania, podczas którego ścierają się przecież
różne, ale jednak ludzkie
doświadczenia, charaktery, wrażliwości. Proces tworzenia w każdym
teatrze nie jest i nie
może być pozbawiony sytuacji zapalnych. To jest praca
z ludźmi. Nawet najwięksi aktorzy scen teatralnych nie
wytrzymują napięcia emocjonalnego związanego
z niemożnością znalezienia określonych rozwiązań
artystycznych. Nie potrafią ujarzmić swoich słabości. A cóż
dopiero młody, często nie w pełni sił życiowych człowiek,
stawiający dopiero pierwsze
samodzielne pytania, dotyczące jego istoty. Artystyczne
poszukiwania prowadzone z młodzieżą szkolną, również
specjalnej troski, mają więc
w teatrze podobne częstotliwości,
charakterystyczne dla każdego
procesu twórczego. Wymagają jednak zwiększonej uwagi,
odpowiedzialności i świadomości.
Tworząc teatr z młodzieżą różnych szkół, ośrodków,
domów dziecka, a także z pensjonariuszami środowiskowych domów
pomocy społecznej, często doświadczam różnorodnych konfliktów
emocjonalnych. Znamiennych dla pracy z
poszukującą grupą teatralną. Są one nie do uniknięcia. Często
na granicy bólu. Niekiedy płaczu. Nie mogą być długotrwałe i
częste. Zawsze muszą prowadzić do osobistego, nawet drobnego
sukcesu. To jest szczególne zadanie dla prowadzącego próbę. Musi
być bardzo elastyczny, czujny i wrażliwy. Musi być trochę
pedagogiem, terapeutą i reżyserem. Uniwersalnej zasady postępowania
nie umiem podać. To trzeba wyczuć. Przede wszystkim trzeba być
jak najbardziej uczciwym w tym, co się robi i zawierzyć własnej intuicji
twórczej. Należy uważać, by nikogo nie zranić.
Parafrazując powiedzenie marszałka Piłsudskiego: „zabieram
duszę i daję duszę”. Tworząc teatr z młodzieżą
zyskuję taki potencjał jej energii, który nie pozwala mi na
zasklepienie w dorosłości. A to niestety obserwuję u wielu
nauczycieli, którzy pracują z młodzieżą na co dzień. Teatr w
szkole traktowany jest często jako pomoc w realizacji programu
nauczania. A przecież możliwości teatru są o wiele większe. W
widowiskowy sposób, wykorzystując elementy zabawy, może on
uatrakcyjnić zajęcia szkolne. Zdynamizować je. Odświeżyć.
Uzewnętrznić w poetyckiej formie te problemy wieku dorastania, które
często są źródłem konfliktów. Teatr często próbuje łagodzić
je. Próbuje regulować stosunek człowieka do samego siebie oraz świata
rzeczywistego poprzez świat, który „staje
się” na scenie. W ten sposób jest istotnym i niezastąpionym
elementem w twórczym procesie kształtowania osobowości człowieka.
Podkreśla jego obecność i aktywność we współczesnym świecie.
Tak rozumiany teatr wykracza zdecydowanie poza kategorie wyłącznie
estetyczne i kieruje się w stronę wszechstronnego doskonalenia człowieka,
w stronę edukacji. Staje się teatrem
edukacyjnym, a więc takim, który ma świadomość pełnionych
przez siebie funkcji wychowawczych.
Pisząc o dwóch, ewoluujących na przestrzeni wieków,
zasadniczych właściwościach teatru: potrzebie metamorfozy
rzeczywistości codziennej wspartej zasadą umowności,
oraz teatralnej interakcji aktora
i widza, prowadzącej poprzez stosowane znaki i symbole do
komunikacji – zdaję sobie sprawę, że nie wyczerpuję
tematu. Artykuł jest jedynie próbą sprecyzowania
wspólnych zasad, charakteryzujących teatr oraz określenia
jego wpływu na otoczenie, w jakim funkcjonuje.
Tym otoczeniem są ludzie.
Tak więc istotą teatru nie jest miejsce. Często wywołuje
w środowiskach małych miasteczek i wsi kompleksy
prowincji. Nie jest też nią czas. Jubileuszami, konkursami
i uroczystościami potrafi przywołać okazjonalne prezentacje,
niekiedy do nich przymuszając.
Istoty teatru nie stanowią też: muzyka, plastyka czy literatura.
Pojmowane jako próby uwiecznienia życia w postaci artystycznych,
ale skończonych obrazów czy konstrukcji. Teatr zaś jest jednym z
wiecznie „stawających się”
momentów życia. Jest chwilą, która przemija, by odrodzić się
przy kolejnym spotkaniu ludzi.
O istocie teatru stanowi więc CZŁOWIEK. Ze swoją wiecznie
niezaspokojoną potrzebą poznawania i poszukiwania. Ulegając
teatralnej prowokacji jaką może być spektakl i związane z nim
przeżycie, człowiek – tak aktor jak i poprzez niego widz
– odkrywa swoje wnętrze. Staje się otwarty na przyjęcie
określonych emocji, często ułatwiających samopoznanie. Rację
miał Fryderyk Schiller, iż teatr stanowi rodzaj „klucza
otwierającego najtajniejsze zakamarki duszy ludzkiej”.
Pozwalając na „stawanie się” rzeczywistości na
scenie, obnażając wszelkie przywary ludzkiego życia,
teatr nie ma wobec człowieka żadnych tajemnic. Co więcej:
dodaje wartości jego życiu. Witkacy twierdził, że człowiek może
odzyskać „cechy
konstytuujące człowieczeństwo” właśnie poprzez teatr.
Szukając w nim wartości naczelnych dla swojego życia, może
odnaleźć siebie.
Ten ludzki wymiar teatru sugeruje, iż może on powstawać
nie tylko w stolicach i wielkich
miastach, ale tam wszędzie, gdzie są ludzie. Sprowokowana przez
teatr potrzeba spotkania, porozumienia, dialogu - nadaje mu wymiar
edukacyjny. Niekiedy jest on świadomie zakładany. Z pełnym
wsparciem pedagogiki i psychologii. Bywa, że pojawia się jakby
przy okazji zdarzeń artystycznych. Wielokrotnie jednak artyści
teatru w procesie tworzenia spektaklu nie zakładają nadrzędnego
oddziaływania edukacyjnego na widza.
A jednak swoją sztuką ocierają się o terapię,
profilaktykę czy dramę. Ich teatralne działania często warunkują
rozwój. Nie tylko ucznia w szkole. Warunkują
rozwój człowieka.
Dalej więc w drogę. Dać
ponieść się „w świat
promienny”. Nie
tylko na
scenie, ale zawsze - ku
człowiekowi.
|
|