Teatr
milczący - komunikacja ponad granicami.
Refleksje z ponad trzydziestoletnich doświadczeń w teatrze ruchu
__________________________________________________
Teatr ekspresji ruchowej, teatr ruchu, teatr pantomimy. W
odróżnieniu od teatru werbalnego dobrowolnie skazany na milczenie,
w odróżnieniu od równie niewerbalnego baletu niepodporządkowany
rygorom muzycznym.
Skazany?
- to chyba niewłaściwe słowo. Różne bowiem bywały motywy, które
stymulowały powstawanie i istnienie zespołów, obywających się
bez słowa.
„Ruch jest
afirmacją życia" - powiada Henryk Tomaszewski, twórca
najsławniejszego na świecie teatru pantomimy. I dalej kontynuuje:
- "Poszerza moją własną egzystencję, uogólnia ją, rozprowadza, a
jednocześnie sumuje. Dlatego do sprawy ruchu przykładam tak wielką
wagę i dlatego poprzez ruch staram się budować mój teatr"
.
Autentyzm ruchu jako środka wyrazu zwielokrotnił swą wartość
w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy pokrętność
nowomowy i jej hipokryzja zdominowały nasze umysłowe życie.
Niebagatelną rolę w popularyzacji teatrów ruchu i pantomimy
odgrywała wówczas także cenzura - o ileż łatwiej było
cenzorskimi nożycami szlachtować tekst spektaklu werbalnego,
podczas gdy scenariusz mimodramu raz „oclony" stanowił
rodzaj glejtu dla sztuki, która potrafiła często przejść
swobodną wyzwoleńczą metamorfozę i przekazywać posłanie zgodne
z wolą twórcy, a nie cenzora.
„By zrozumieć
procesy tworzenia i interpretacji w balecie i pantomimie, sprawą
zasadniczą jest zrozumienie ich formy oraz ich kontekstu. Konieczne
jest przede wszystkim rozróżnienie pomiędzy formą a kontekstem
oraz ich różnymi przyczynkami a następnie przyjrzeć się ich
wzajemnym relacjom. Znaczenie tkwi w formie i konstrukcji i
pozostaje w interakcji ze znaczeniami wywiedzionymi z kontekstu. I
podobnie kontekst, obejmujący swym zasięgiem przedstawienie i
szeroko pojętą historię ma wpływ na to co określamy sztuką
bogatą w przesłania”.
Funkcjonujący w Koszalinie w latach 1977-1994
Teatr BLIK miał w swojej biografii artystycznej spektakl Tajemnica Radosna zrodzony z inspiracji Procesem Franza Kafki oraz bardziej swojskimi scenami i przeżyciami
związanymi ze stanem wojennym, wprowadzonym w Polsce w roku 1981.
Spektakl ten był rodzajem poetyckiego, opartego wyłącznie na
ruchu i aktorskiej intensywnej ekspresji, przetworzenia i
zobrazowania swoistej propozycji kulturalnej, zaproponowanej
narodowi przez rząd generała Wojciecha Jaruzelskiego. Obejrzeli go
widzowie wielu krajów -od Ameryki aż po Ukrainę. Wszędzie
znajdował on u swoich widzów zrozumienie, bo wszędzie odnosili się
oni do znanych sobie scen gwałtu, przemocy i zniewolenia człowieka.
Tak było w Toronto, Frankfurcie, Manchester, Pradze i Budapeszcie.
A także w ukraińskiej Połtawie, gdzie w trakcie spektaklu granego
w auli Instytutu Pedagogicznego opiekunowie grup studenckich słowami
„nie lzja!" nakazywali swoim podopiecznym opuszczanie
widowni. Do końca przedstawienia dotrwała grupa około pięćdziesięciu
studentów z Moskwy, którzy nie bali się entuzjastycznie dziękować
„za spektakl, jakich im właśnie potrzeba". Na sali
pozostała także grupa zaambarasowanych działaczy partyjnych z
Koszalina i Połtawy. Spektakl, oczywiście, natychmiast zawieszono.
Był wrzesień roku 1987. Różnorodne konteksty historyczne i
polityczne, różnorodne doświadczenia własne sprawiały, że twórczo
reagujący widz kreował swoje znaczenia i na kanwie wrażeń
wyniesionych z teatru jak lektura zabrana do domu pisał swoją
poezję. Nawet jeżeli nie dane mu było obejrzeć sztuki do końca.
Słowo porywa - obraz przemawia - mawiamy niekiedy. I jest to
kolejna prosta prawda i o teatrze słowa, i o teatrze ruchu.
Przedstawiona powyżej anegdota dotyka niezwykle ważkiego waloru,
jaki w teatrze werbalnym stanowi słowo, stające się w przypadku
widowni obcojęzycznej barierą.
Ominięcie jej w teatrze ruchu jest możliwe jedynie
poprzez skrzętne i uporczywe tworzenie języka własnego, własnego
dykcjonarza środków wyrazu. Nie jest to, naturalnie, łatwe.
Nie było to łatwe i w naszym przypadku - teatru działającego
w Koszalinie, czyli na peryferii prowincji, jaką wówczas w Europie
niewątpliwie była Polska. Jedynym ratunkiem w tej sytuacji mogła
być rozpaczliwa walka o tlen - czyli kontakty ze światem i możliwe
szerokie badanie wszelkich ruchowych stylów, konwencji i kierunków.
Od klasycznego baletu, mimu klasycznego Decroux i Marceau,
akrobatyki poczynając, a na tai-chi, aikido i karate kończąc.
Dopiero mozolnie przez lata tworzona synteza dawała szanse na
zbudowanie języka komunikatywnego, który, gdy „giętki mógł
powiedzieć to, co wymyśli głowa".
Wypada tu wymienić tych, których współpraca z Teatrem
BLIK wniosła swój wkład w jego wyraz artystyczny, a przyjaźń
pozwalała przetrwać i dostrzegać światełko w tunelu. Pierwszy
był Rolf Eberg, aktor ze Sztokholmu, Peter Kreuch - instruktor aikido z Berlina, Angus MacQueen z Oxfordu,
aktorka Wela Lam z
Koszalina, która uczyła nas baletu i tańca, tancerka Patricia Bardi z Londynu i mimowie z Instytutu for Scenkonst z
Goeteborga, Ole Brekke -
twórca Commedia School w Kopenhadze, tancerka Britta
Holm ze Skara Skolscen w Szwecji, tancerka Anna Maciejak z Zielonej Góry, mim i clown Douglas Berky z USA, czy wreszcie karateka Krzysztof Paczek z Człuchowa.
Nieliczni z wielkiej
armii przyjaciół, których członkom Teatru BLIK dała wspaniała
i bezgraniczna sztuka
teatru. Jedyne, co tak naprawdę ma sens. Bo poza tym - jak
pisaliśmy w jednym z naszych
programów:
-„Kantata"
-„Suita
Patriotyczna"
-„zmartwychwstać"
-„Advento"
-„Amen"
-„Tajemnica Radosna"
-„Ostatni
Taniec"
-„God bless you Mr. President"
Spektakle
te
Były
jak paciorki jednego różańca
Jak
skowyt-i modlitwa ludzi
Których
czas jest ograniczony,
Obywateli
TEGO kawałka Ziemi.
Wariacje
jednego motywu
„Człowiek
jako Ja a reszta świata".
Rzeczywistość
wykreowana.
Być
może jedyna jaka ma sens,
Nawet jeżeli jest tylko zajączkiem
na ścianie-
Dlaczego
nie?
W
końcu oznacza życie,
Oznacza
rewanż na życiu brany,
Wyzwolenie
oznacza
I
śmierć.
Chociaż,
tak naprawdę, to pozostaje tylko:
Ciribi
ciriba
Nic
nie było nic nie ma.
|