Ja  i  Teatr - czyli  swobodne  szybowanie  "gdzieś  między  przeżyciem  a  przemyśleniem"

____________________________________________________________________

 

Teatr, którego długowieczna tradycja sięga aż V w. p.n.e., w dalszym ciągu - jak zauważa Novalis[1] - pozostaje „aktywną refleksją człowieka nad samym sobą: o szaleństwie, szczęściu, przypadku - mapa świata”. Na przestrzeni wieków zmieniał się kształt architektoniczny teatru, wykształcały się nowe gatunki dramatu, zmieniały konwencje i techniki teatralne. I chociaż człowiek wciąż poszukuje nowatorskich rozwiązań i środków wyrazu, wydaje się, że rola teatru nie zmienia się  w naszym życiu. Nadal jest on swoistym dialogiem pomiędzy aktorem a widzem. Jego zadaniem jest nieustanne wzywanie do: „współprzeżywania, współcierpienia (…), współuśmiechu albo współpogardy - choćby z jawnego dystansu” (H. Kindermann).

         Teatr zwraca uwagę na złożoność kondycji ludzkiej. Jego istotę stanowi spektakl, który operując symboliką i metaforą, staje się harmonijnym współbrzmieniem gry słowa, obrazu, muzyki, gestu. Odwołuje się do sfery naszych skojarzeń, przez co staje się niezwykle bliski człowiekowi. Dostarcza nam również wielu niesamowitych przeżyć i wrażeń, a tym samym duchowo wzbogaca naszą codzienność i osobowość. To właśnie dzięki sztuce - jak zauważa w jednym ze swoich artykułów Maria Szyszkowa - „wzmaga się nasza zaduma i pogłębia refleksja nad własnym modelem życia. Intensyfikujemy je, wchłaniając sposoby istnienia innych, dzięki czemu żyjemy barwniej”.[2]

          Przedstawiciele psychologii humanistycznej akcentują, że w naturze każdego człowieka leży potencjał możliwości i zdolności twórczych. Potrzeba jedynie odpowiednich warunków, aby mogły się one rozwijać. Teatr stwarza takie możliwości, daje nam okazję do odkrycia naszych talentów i pewnych predyspozycji, pozwala nam rozwinąć skrzydła, rozwijać się twórczo, bo - jak to trafnie ujął  Tadeusz  Kantor - „wymaga totalnego, bez reszty permanentnego zaangażowania myśli, woli,  wyobraźni”.

         Teatr stanowi też dla mnie pewnego rodzaju doświadczenie, gdyż pozwala nam bezpośrednio uczestniczyć w rozgrywających się na scenie zdarzeniach. W pewien sposób widz staje się współtwórcą przedstawienia. Jak pisze Jean Paul Sartre: „Sytuacja jest wyzwaniem, osacza nas i proponuje rozwiązania, a do nas należy decyzja (…) W ten sposób wolność uobecnia się na wyższym planie, bowiem akceptuje zagubienie po to, aby umocnić samą siebie”.[3]  Uczestniczenie w spektaklu wymaga więc od widza czegoś więcej niż tylko biernej obserwacji, ale przede wszystkim utożsamienia się z bohaterami, podjęcia próby zrozumienia ich postępowania; oceny sytuacji w jakiej się   znajdują i  wreszcie - co najważniejsze, wymaga podejmowania świadomych decyzji, dokonywania wyborów zgodnych z własnym sumieniem. Dopiero takie zaangażowanie przyczynia się do prawdziwego „przeżywania” sztuki teatralnej, podczas którego zawsze odkrywamy prawdy o nas samych.

         Moja przygoda z teatrem trwa już co najmniej siedem lat. Pierwsze moje spotkanie miało miejsce w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Brałam wtedy udział w warsztatach teatralnych prowadzonych przez - Mirosława Glinieckiego (redaktora tego tomu). Oczywiście zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa, teatrem zainteresowali mnie rodzice, miałam jednak możliwość wyboru.

Uczestniczenie w  warsztatach teatralnych było dla mnie nowym, niezwykle ciekawym doświadczeniem. Miałam wówczas okazję przekonać się, jak niepowtarzalną zabawą, a jednocześnie nauką, potrafi być teatr. Przede wszystkim  poznałam zasady współpracy w zespole, ponoszenia odpowiedzialności za wspólne zadania. Z trudem uczyłam się też nabierać dystansu do siebie i odgrywanej roli; poznawałam  swoje możliwości  poprzez obserwowanie innych i ich reakcji na moje zachowania. Trudno to opisać słowami. Podczas  odgrywania krótkich etiud, wcielałam się w różne postacie. Wymagało to ogromnego zaangażowania. Nie wiem, co było trudniejsze, wczucie się w położenie przedstawianych bohaterów czy znalezienie sposobu na to, jak wyrazić, co one myślą i czują, tak by zrozumieli to widzowie.
A poza tym, jak każda dziewczyna bałam się brzydoty, nie chciałam być brzydka na scenie. Kiedy przydzielono mi rolę niechlujnego, z nikim nie liczącego się Woźnego ( w dodatku mężczyzny),  pojawił się we mnie wewnętrzny opór. Bałam się, że nie dam rady. Wtedy nie rozumiałam jeszcze, że to jest właśnie zadanie aktorskie, aby umieć pokazać postać tak diametralnie różną ode mnie samej. W końcu jednak postanowiłam spróbować i osiągnęłam swój mały sukces. Niektórym widzom ten Woźny bardzo się podobał, ja też go chyba polubiłam. Dzięki tej postaci stałam się silniejsza, uwierzyłam bardziej w siebie. Był to bodziec do podejmowania kolejnych, trudniejszych zadań.

Dzięki warsztatom teatralnym nauczyłam się dbać o przestrzeń, myślę, gdzie stanąć, dbam o to, jak mówię. To nie znaczy, że nie mam tremy, że się mniej boję - może nawet przeciwnie, wiem, ile wymaga to trudu, by zainteresować czymś widza.  Dzięki temu potrafię też doceniać wysiłek innych.

O teatrze jednak nie wystarczy czytać, trzeba samemu spróbować. Nie wiem, co oznaczałyby dla mnie słowa zawarte w  podręczniku wiedzy o kulturze, że teatr odgrywa znaczącą rolę w kształtowaniu się osobowości młodego człowieka, byłyby to tylko słowa.

 Wydaje mi się, że teatr  ma  istotne znaczenie w życiu każdego z nas. Stąd też, jako uczennica klasy humanistyczno - dziennikarskiej czuję wewnętrzną potrzebę nie tylko aktywnego uczestniczenia w życiu teatralnym, ale również podejmowania wszelkich działań w celu zainteresowania nim  innych.

Bardzo często młodzi ludzie, którzy nie mieli wcześniej okazji bywać w teatrze albo też zrazili się, oglądając niezbyt ciekawe przedstawienia, teraz, mając możliwość pójścia do teatru, wybierają jednak spotkanie towarzyskie (np. dyskotekę). Każdy człowiek, szczególnie młody, potrzebuje zachęty. Liczy się przede wszystkim odpowiednia motywacja, stąd też cenna może być na przykład opinia nauczyciela, który cieszy się wśród uczniów dużym autorytetem. Może on polecić  spektakl, który uważa za ciekawy, nie przymuszając jednak nikogo do jego oglądania. Nikt z nas nie lubi być do czegoś zmuszany,  działamy wtedy zawsze na zasadzie przekory. Nauczyciel, pozostawiając uczniom prawo dokonania wyboru, traktuje ich jak dorosłych, odpowiedzialnych ludzi, w ten sposób zyskuje zaufanie i potrafi wzbudzić  zainteresowanie sztuką.

 Niestety w praktyce wygląda to nieco inaczej. Zdarza się, że nauczyciele, nie znając przedstawienia, przekonują uczniów o jego wartości i zapewniają, że na pewno pomoże im ono w odbiorze lektury szkolnej. Gdy okazuje się jednak, że sztuce teatralnej daleko do pierwowzoru literackiego, młodzież łatwo się zniechęca. Przy następnych okazjach świadomie rezygnuje z pójścia do teatru, uważając je po prostu za stratę czasu. Z drugiej jednak strony oglądanie różnych pod względem jakościowym przedstawień kształtuje naszą umiejętność krytyki i, co ważne, sprzyja wyrobieniu artystycznego smaku.

Ważnym problemem są zbiorowe wyjścia szkół na przedstawienia edukacyjne. Warto tu zwrócić uwagę na fakt, że miejsce, w którym odbywa się spektakl, ma bardzo duży wpływ na jego odbiór, dlatego też powinno spełniać pewne minimum warunków technicznych, akustycznych czy estetycznych. Tymczasem  bardzo często aktorzy grają w salach, gdzie nie ma zapewnionej  odpowiedniej akustyki. I tak na przykład w  nowej sali kina Kryterium w Koszalinie - uczniowie siedzący w przedostatnich rzędach, oglądając "Króla Edypa", nie słyszą połowy dialogów prowadzonych na scenie. Rezultat jest taki, że ci, którzy nie czytali tragedii Sofoklesa, nie rozumieją fabuły. Czy można w takim razie w ogóle mówić o jakimkolwiek przeżyciu? 

Wreszcie istnieje trzeci aspekt. Dobre przedstawienia kosztują. Wydaje mi się, że perspektywa odwiedzenia teatru muzycznego w Gdyni czy też wybrania się na spektakl Wrocławskiego Teatru Pantomimy, zainteresowałaby i wzbudziła entuzjazm wielu uczniów (tak było w mojej klasie). Niestety nie wszystkich stać na taki wydatek.

  Wymagania szkolne wzrastają z każdym rokiem. Większość z nas ma już komputery, dostęp do Internetu, a mimo to, zaczyna nam wszystkim brakować czasu. Gdybyśmy chcieli rzetelnie wykonywać wszystkie zadania domowe, musielibyśmy przestać spać, a przecież każdy z nas odczuwa potrzebę rozmowy, dialogu, dzielenia się z innymi swoimi wrażeniami.

Dla mnie chwilą wytchnienia i ukojenia jest lekcja muzyki. Uwielbiam grać, próbuję tworzyć własne utwory. Zdecydowanie zaczynam doceniać te chwile, które stwarzają możliwość refleksji, dyskusji na ważne dla mnie tematy. To właśnie  między innymi daje mi teatr. W inscenizacji Szalonej lokomotywy, którą niedawno miałam  okazję oglądać w Słupsku, Witkacy pokazuje, że naszym życiem kierują schematy.

Parafrazując Demokryta, można by powiedzieć, że nasze życie bez teatru byłoby jak długa droga bez zajazdów, w których podróżny mógłby się pokrzepić i odpocząć. Teatr jest pewnego rodzaju przystankiem, pozwala nam zajrzeć w głąb siebie, spotkać się z drugim człowiekiem. Szkoda tylko, że ta chwila refleksji, do której zmusza nas spektakl, jest tak krótka. Kiedy kurtyna opada, zaczyna się kolejne przedstawienie - życie, znów wpadamy w wir codzienności, jak w  wierszu  Joanny  Salamon[4]:

 

Przez ten pośpiech

niczego się nie zdąży

To  co właśnie należałoby zrobić

jest już z góry pomniejszone

przez natłok innych pilnych spraw

I następną rzecz spotyka

ten sam lekceważący pośpiech…

 

 I chyba właśnie dlatego musi być  teatr.



[1] Novalis  (1984): Uczniowie z Sais – proza filozoficzna – studia – fragmenty. Warszawa

[2] Za M. Dudzikowa (1985): O trudnej sztuce tworzenia samego siebie. Warszawa, s. 281

[3] J.P.Sartre za: Z. Majchrowski i inni (2003): Człowiek – twórca kultury. Warszawa, s. 162

[4] J. Salamon (1978): Szkice do nowego słownika wyrazów. Warszawa