Ku
teatralizacji dramy
__________________
Od wielu lat staram się w
swojej działalności pedagogicznej wprowadzać szeroko rozumianą
edukację teatralną, w tym także edukację poprzez dramę.
Czynię to w sytuacjach nie tylko związanych bezpośrednio z
teatrem (z przygotowaniem przedstawienia), ale też w trakcie
codziennych zajęć ćwiczeniowych ze studentami czy w pracy z niepełnosprawnymi.
Drama bardzo często określana
jest w literaturze jako „techniki teatralne wykorzystywane do
celów edukacyjnych”.
Ponieważ w praktyce obserwuję różne rozumienie istoty dramy -
przez wykorzystujących ją pedagogów czy terapeutów - chciałabym
w tym artykule ustosunkować się
do tego, w czym / według mnie / tkwi siła wychowawczego
oddziaływania wspomnianych technik.
Drama przejęła od teatru bogaty zespół środków, które
okazują się szczególnie skuteczne w diagnozowaniu czy w ogóle w
procesie terapii. Metody wykorzystujące spontaniczną dramatyczność
są wręcz nieocenione w pracy z dziećmi o specjalnych potrzebach
edukacyjnych, w rehabilitacji przewlekle chorych czy resocjalizacji;
podobnie jak taniec, muzyka czy ćwiczenia ruchowe.
Dowodów na to dostarczają również prezentowane w tym tomie
artykuły. Stąd trudno zrozumieć
postępowanie tych pedagogów, którzy w minimalnym stopniu operują
zespołem takich środków teatralnych, jak na przykład: rekwizyt,
światło, scena…
Wynika to najprawdopodobniej z
przeświadczenia, że drama to nie teatr, co oczywiście jest słusznym
stwierdzeniem. Ale czy z tego założenia wynika, że nie powinniśmy
wykorzystywać w scenkach dramatycznych muzyki, scenografii czy
kostiumu? Czy nie powinniśmy przygotowywać uczestników zajęć
dramowych do świadomego wykorzystywania w procesie komunikacji
takich środków wyrazu jak gest, artykulacja czy kompozycja?
Część terapeutów celowo
rezygnuje ze stosowania rekwizytów, uważając, że nie są
istotne. Trudno do końca zgodzić się z tą tezą. Oczywiście
najważniejszy jest człowiek i rozwiązywany przez niego problem.
Każdy doświadczony pedagog jednak wie, że rekwizyt często ułatwia
wejście w rolę, pomaga skupić myśli, sprzyja twórczym działaniom.
Pewne przedmioty mogą wręcz wzmacniać uczucia uczestników dramy
/na przykład: lalka szmaciana jako dziecko/, mogą też pełnić
rolę świadomie wprowadzonego symbolu.
Coraz częściej spotykamy
opinie, „że sens zjawisk nie leży w nich samych, lecz w tym,
że odsyłają one do czegoś poza sobą. W głębi takiego doświadczania
rzeczywistości zakorzenione są symbole, które należą do
pierwotnej warstwy psychicznego rozwoju człowieka. Zresztą samo
pochodzenie symboli tłumaczy się właśnie potrzebą posiadania
widzialnego wyobrażenia tego, co niewidzialne.”
Oczywiście bywa i tak, że lepiej zrezygnować z rekwizytu, kiedy,
na przykład, w scenie walki mielibyśmy użyć broni, z pewnością
rozpraszałaby i odwracała by uwagę (zwłaszcza młodszych)
uczestników od głównego problemu.
W dramie rezygnuje się z
tradycyjnej (w sensie teatralnym) scenografii, fizycznie nie byłoby
chyba nawet możliwe przygotowywanie
jej dla tak wielu (zróżnicowanych tematycznie) scenek dramowych,
realizowanych w procesie edukacji czy terapii. W konkretnych jednak
przypadkach wprowadzenie scenografii może
mieć szczególne uzasadnienie, podobnie jak wykorzystanie
muzyki. Wspomaganie sesji psychodramowej muzyką i dźwiękiem
pobudza wyobraźnię, ta zaś koordynuje pozostałe zmysły oraz
umysł. Oczywiście należy pamiętać o niebezpieczeństwie
wzbudzania przez muzykę silnych emocji, z pewnością jednak mają
tego świadomość terapeuci.
Innym – równie ważnym
czynnikiem - mającym wpływ na przebieg dramy, jest oświetlenie.
Niestety efekty świetlne są również niedoceniane zwłaszcza
przez tych terapeutów czy pedagogów, którzy sami nie mieli żadnych
doświadczeń z technikami teatralnymi i nie wiedzą - jak wielką
rolę może odegrać światło w tworzeniu atmosfery. Mamy przykłady
u samego twórcy psychodramy, który podkreślał rolę światła i
wykorzystywał je w terapii. Oba teatry psychodramatyczne Moreno
– w Nowym Yorku i w Bacon – były wyposażone w
specjalistyczny sprzęt oświetleniowy z zestawem wielobarwnych
filtrów. W St. Elisabeth’s Hospital (Waszyngton),
przypuszczalnie najlepiej wyposażonym szpitalu na świecie, scenę
pokryto wykładziną dywanową, a do jej oświetlenia zastosowano
specjalne agregaty, umożliwiające świadome tłumienie lub
intensyfikowanie natężenia światła.
Praktyczne działania utwierdziły
mnie w przekonaniu, że rezygnowanie z pewnych środków teatralnych
może nawet zmniejszać efektywność działań terapeutycznych.
Warto być może zastanowić się nad tym, jakie zachodzą istotne
wzajemne zależności między dramą a teatrem, a tym samym podjąć
próbę wskazania, w czym jeszcze tkwi ich siła terapeutycznego
oddziaływania na człowieka.
„Żywi
ludzie komunikują się z żywymi ludźmi” – teatralne
spotkanie
W początkach rozwoju, gdy teatr
był raczej formą obrzędu niż sztuki, granica między sceną a
widownią nie istniała. Z czasem jednak powstawał coraz większy
dystans pomiędzy aktorami a publicznością, a w wieku XIX doszło
do całkowitego oddzielenia. Fakt ten sprawił, że wśród części
publiczności zapanowało przekonanie, iż reagować spontanicznie
nie wypada. Przekonanie to podziela wielu współczesnych
nauczycieli, dając temu wyraz podczas “zbiorowych wyjść
szkoły do teatru”, w trakcie których ucisza się uczniów żywiej
wyrażających swoje uczucia (mam na myśli szczery, głośny śmiech,
ostrzeżenia lub pochwały
dla bohaterów udzielane najczęściej przez najmłodszą widownię,
podchodzenie do sceny, itp.). Wydaje się, że nauczyciele pragnąc
zapobiec zdarzającym się przecież “wybrykom chuligańskim”,
skutecznie tłumią wszelkie reakcje.
Aktorzy czując z widowni coraz większy chłód, ponownie
zaczęli dążyć do aktywizowania widza. Ewolucja teatru sprawiła,
że zaczęto bezpośrednio włączać publiczność w przebieg
spektaklu: grupa aktorów zaczęła pojawiać się wśród widzów,
akcja rozgrywała się często na proscenium. Część grup
teatralnych przełamała barierę tradycyjnych atrybutów sceny i
kurtyny, wykorzystując naturalną przestrzeń ulic, placów, parków.
Widz, często przypadkowy przechodzień, stawał się współuczestnikiem
spektaklu. Stawał się nim z własnego wyboru, bowiem w każdej
chwili mógł odejść.
Teatr ostatnich lat -
uliczny, otwarty, alternatywny - poszukiwał nowych treści i
nowych form, pragnął przede wszystkim odgrywać coraz ważniejszą
rolę w życiu współczesnego człowieka. Od czasów Wielkiej
Reformy
przedstawienie teatralne stawało się coraz wyraźniej sztuką
kreacyjną - kreacją zbiorową całego zespołu. Aktor nie chciał
pozostawać tylko realizatorem koncepcji i poleceń reżysera, stawał
się bardziej twórczy. Samo przedstawienie wydawało się być formą
spotkania sprowadzonego do wspólnego aktu twórczego. Tekst w
“nowym teatrze” dążył ku formom otwartym, pozwalającym
na specyficzną (ograniczoną, bo to jednak teatr) improwizację.
Współczesny teatr przestał spełniać tylko funkcję
“maszynki do pokazywania” (określenie Witalewskiej)
a stawał się coraz bardziej swoistym polem zdarzeń, jednorazowym
silnym przeżyciem. Uznano, że misją teatru jest dążenie do
prawdy: ukazywanie “prawdziwych stanów środowisk i
prawdziwych stanów wewnętrznych ludzi” (rekwizyty, kostiumy
brane wprost z ludzkich mieszkań, potoczny język, żargon, jakim
naprawdę mówią ludzie w życiu).
Rozpoczęto pracę nad pogłębieniem rysunku wewnętrznego
postaci, ukazywaniem prawdziwych procesów psychicznych, emocji i
przeżyć bohaterów. Wszyscy twórcy związani z analitycznym
nurtem Reformy – pisze K. Braun-
przekonani byli, że w teatrze "żywi ludzie komunikują się
z żywymi ludźmi, wpływają na nich, mogą się nawzajem kształtować,
przekazywać opinie, ale i nastroje; informacje, ale i stany
duchowe. Byli przekonani, że możliwa jest komunikacja od wnętrza
człowieka do wnętrza drugiego człowieka". W widowisku
preferowali, więc aktora, w aktorze to, co wewnętrzne: przeżycie,
zdolność empatii, uczuciowość, indywidualny rozwój duchowy,
kształtowanie charakteru, woli, w ogóle osobowości. W pracy
cenili zespołowość, koncentrację i skupienie.
"Widowisko" budowano tak, aby maksymalnie jednoczyć widzów
i aktorów poprzez integrację przestrzeni (eliminując rampy, łącząc
scenę z widownią) oraz wytwarzanie wspólnego nastroju.
Nie jest chyba przypadkowe, że w czasie Wielkiej Reformy w
teatrze, kiedy E. G. Craig, M. Reinhardt, E. Piscator czy A. Artuad
rozwijali teatr awangardowy, powstawała też psychodrama. Sam
Moreno przyznawał, że był w owym czasie pod wielkim wpływem myśli
wymienionych prekursorów, zwłaszcza Artuada, który „sugerował
w swych żądaniach, by teatr zaczął pokazywać istotę ludzką
obnażoną z jakichkolwiek ograniczeń (konwencji) cywilizacyjnych,
stanowiących jedynie pozę i kłamstwo. Domagał się, co
najbardziej imponowało Moreno, pozbawionego hipokryzji obrazu
wyzwolonych, pierwotnych sił i popędów tkwiących czy drzemiących
pod progiem świadomości”.
Aktor w nowym teatrze występuje
już nie jako aktor, ale "jako istota ludzka", najważniejsza
jest nie forma wypowiedzi, ale właśnie ludzka szczerość. Aktor
musi wykorzystać fikcyjną postać jako instrument umożliwiający
przeniknięcie do tego, co ukryte pod naszą codzienną maską,
dotarcie do intymnych warstw naszej osobowości.
“Owa
prowokacja” aktora, który odkrywa siebie, by być jak
najbardziej prawdziwym, otwiera
widza do przyjęcia określonych emocji, do zobaczenia siebie
(być może takiego, jakim nie ma odwagi się być). Potwierdzają
to słowa widzów. Osiemnastoletnia dziewczyna chodzi do teatru, bo
tam znajduje siebie. "Jest to najprzyjemniejszy moment, gdy
kurtyna podniesie się w górę (o ile jest). To zachwycające
zobaczyć siebie - usłyszeć własne myśli precyzowane w słowa,
odszukać w artystycznej formie to, o czym się już wiedziało, ale
czego nie potrafiło się zrozumieć i wypowiedzieć. To jest piękne
przeżywać taką przygodę”.
Ogniwem łączącym teatr i
techniki dramowe jest dla mnie sposób postrzegania widza
teatralnego i aktora. Wielu twórców teatralnych (K. Stanisławski,
J. Copeau i inni) podkreślało, że aktor kreujący daną rolę
powinien odwoływać się do własnych doświadczeń. Według J.
Grotowskiego spektakl - spotkanie miał dać możliwość
przeżycia katharsis, czyli oczyszczenia człowieka z traumatyzujących
przeżyć, jakich dostarcza życie. Wymagało to jednak od aktorów
przygotowania, w pełni świadomego i ostrożnego działania. Bowiem
codzienne życie człowieka, to jakby życie
„w bezpiecznej klatce” różnych norm i nawyków
- które wprawdzie zacieśniają zakres jego możliwości, niemniej
jednak zapewniają pewne bezpieczeństwo.
Ale co ciekawe, spektakl –
spotkanie miał w rozumieniu twórców Teatru Laboratorium pełnić
funkcję kathartyczną nie tylko w odniesieniu do widza, ale również
aktora. Z takiego właśnie punktu widzenia w latach sześćdziesiątych
Czapowowie
mogli rozpatrywać ten zespół (niezależnie od jego
artystyczno-estetycznych wartości) jako "zespół typowo
psychodramatyczny".
Wydaje się, że we współczesnych grupach teatralnych, zwłaszcza
wyrosłych z nurtu alternatywy studenckiej (ale nie tylko), można
odnaleźć wiele z prezentowanych tu założeń dotyczących idei
teatru, pracy aktora czy relacji z widzem. Współczesny aktor kreując
rolę musi również przede wszystkim poznać siebie, odpowiedzieć
sobie na pytanie, kim jest, jakie jest jego miejsce w świecie. Aby
być “dobrym” aktorem, musi być szczery, naturalny,
spontaniczny, ale także wrażliwy na impulsy twórcze zespołu oraz
swoich partnerów scenicznych. A jeśli chodzi o relację z widzem
wciąż aktualna jest refleksja Grotowskiego. „Po co martwić
się, jaka winna być publiczność? I zresztą, co to w ogóle
znaczy ‘publiczność’? Robimy coś i są inni, którzy
chcą się z nami spotkać, nie jest to publiczność, to są
konkretne istoty, jedni otwierają swoje drzwi, drudzy przybywają
na spotkanie, jest coś, co się stanie między nami. Jest to ważniejsze
niż posiadanie jakiejś koncepcji na temat publiczności.” Samo słowo widz
jest zresztą teatralne, martwe, ono jakby wyklucza
spotkanie, wyklucza relację człowiek-człowiek.
Być może właśnie w wysokiej samoświadomości aktora,
jego samoakceptacji i akceptacji innych ludzi, w chęci
komunikowania się z drugim człowiekiem, tkwi siła pozytywnego (z
pedagogicznego punktu widzenia) oddziaływania na młodego człowieka.
To właśnie aktorzy (w większości grup nieinstytucjonalnych)
zapraszani są do konfrontacji - poprzez spektakl, spotkanie,
warsztat - z młodzieżą trudną, niepełnosprawną.
Ale także z każdym innym - zamkniętym, znudzonym, nieśmiałym,
“przeciętnym” uczniem. To właśnie od aktorów
oczekuje się inspiracji i rzeczywiście często trafnego wpływania
na motywację wewnętrzną uczniów (bez rygorystycznych nakazów i
sankcji).
Współczesny teatr próbuje
rozbić tradycyjne stereotypy myślenia o świecie i egzystencji człowieka.
Jego twórcy starają się stwarzać okazje, aby człowiek przestał
być sam. Tworzą sytuacje zmuszające nie widza, ale właśnie
uczestnika spektaklu do osobistej refleksji: jak żyć? Aktorzy częściej
zrywają maski niż je zakładają. Preferują zachowania naturalne,
dążąc w ten sposób do otwartości w relacjach między ludzkich
– uczą doświadczać „pełni człowieczeństwa”.
Być może właśnie w owym przeniesieniu ciężaru z funkcji
estetycznych na twórczy odbiór tkwi istota
„alternatywy”. To właśnie w tym momencie szczególnej
wartości nabierają stosunki międzyludzkie ukształtowane w
trakcie przedstawienia. To one decydują o społecznej ważności
spektaklu-spotkania, a tym samym o terapeutycznej funkcji teatru.
Rodzi się nowy typ relacji, czasem trudny do sprecyzowania, być może
„nie narodził się żaden inny teatr – powiedział
Barba
- to tylko inne sytuacje społeczne zaczęto nazywać
teatrem”.
W „teatralnym spotkaniu” – jak określił
to Grotowski – człowiek nie odmawia siebie i nie narzuca
siebie. Daje się dotknąć, ale nie pcha się ze swoją obecnością.
To tak jakby się mówiło sobą: jesteś,
więc jestem i także: Rodzę
się, abyś się urodził, abyś się stał; i wreszcie: nie
bój się, idę z tobą!
|
|